Leonardo da Vinci i ostatnia wieczerza – recenzja

Leonardo da Vinci to postać, która doczekała się tysięcy artykułów i książek na swój temat. Także w Polsce ukazało się kilka biografii tego niezwykłego artysty. Oprócz tego pojawiają się kolejne powieści i produkcje filmowe, których jest bohaterem. Nie brakuje również pozycji dotyczących jego poszczególnych dzieł.. Jednym z budzących największe emocje jest fresk „Ostatnia wieczerza”, którego powstanie stało się dla Rossa Kinga inspiracją do napisania jeszcze jednej książki poświęconej mistrzowi z Vinci. 

Chociaż tytuł publikacji wskazuje, że główny przedmiot zainteresowania autora stanowi sama  „Ostatnia Wieczerza”, to porusza on w swojej pracy znacznie szerszą tematykę. King ma już doświadczenie w zajmowaniu się malarzami doby renesansu, jedną z książek poświęcił osobie Michała Anioła. Tym razem sam fresk stał się dla niego raczej punktem wyjścia dla przedstawienia życia Leonarda oraz  zarysu historii politycznej Italii u schyłku XV i w pierwszych dekadach XVI wieku. Poznajemy młodość artysty, który musiał liczyć się z wieloma ograniczeniami wynikającymi z faktu, że urodził się jako bękart. Nie mógł iść drogą ojca i zostać prawnikiem, zamiast tego wybrał profesję malarza, wówczas niezbyt poważaną. Razem z nim poznajemy renesansowe dwory Florencji czy Mediolanu oraz ludzi sprawujących tam władzę. Dowiadujemy się także o przyczynach wybuchu wojen włoskich, które miały wstrząsać Półwyspem Apenińskim przez ponad pół wieku. Poznajemy postać charyzmatycznego mnicha Savonaroli. Śledzimy wzloty i upadki kolejnych książąt i królów.

Autor przy okazji przedstawiania historii politycznej nie zapomina jednak o ukazaniu samej osoby Leonarda da Vinci. Możemy poznać warsztat pracy artysty, jego rozliczne pasje, a nawet szczegóły z prywatnego życia. Ross King obala pewne mity z biografii malarza, pokazując, że owszem, miał cechy geniusza, lecz jednocześnie większość jego dzieł pozostała niedokończona. Niejeden  plan został porzucony, wiele projektów zaś po prostu nie miało prawa się udać. Jedyne czego brakuje w części biograficznej, to bardziej szczegółowe przedstawienie ostatnich lat życia Leonarda, zwłaszcza francuskiego etapu jego żywota.

Wiele uwagi autor poświęcił również tytułowemu freskowi. Przedstawił poszczególne etapy tworzenia arcydzieła, poszukiwania modeli, którzy mogli stanowić inspirację dla wizerunków apostołów. Czytelnik pozna też mnóstwo szczegółów dotyczących pracy malarzy w renesansie, używanych przez nich technik i metod uzyskiwania farb. Nie brakuje także analizy symboliki dzieła. Każdy fragment fresku został dokładnie omówiony. Nie zabrakło również charakterystyki losów malowidła na przestrzeni wieków. Niezbyt trwała technika wykonania i nieudolne konserwacje sprawiły, że dopiero od kilkudziesięciu lat można ponownie doceniać starania mistrza z Vinci. King analizując Ostatnią Wieczerzę, uniknął szukania taniej sensacji i z łatwością obala mity, które narosły wokół dzieła Leonarda za sprawą powieści Dana Browna.

Publikacja jest napisana przystępnym językiem. Autor umiejętnie dozuje przedstawianie kolejnych postaci, w miejscach, gdzie występuje natężenie faktografii wplata ciekawostki, na przykład dotyczące sztuki wojennej włoskich najemników. Nie brakuje również niezbyt znanych faktów z życia samego Leonarda, poznamy między innymi listę jego zakupów czy też problemy z niesfornymi uczniami.

Wartość pozycji bez wątpienia podnosi wkładka z reprodukcjami obrazów mistrza, a także ryciny jego autorstwa prezentowane przy omawianiu poszczególnych fragmentów fresku. Wrażenie robi też kilkadziesiąt stron przypisów oraz pokaźna bibliografia, co prawda w większości anglojęzyczna, lecz autor korzystał także z publikacji w języku włoskim. Przydatnym dodatkiem jest mapa Italii schyłku XV wieku oraz drzewo genealogiczne Viscontich i Sforzów.

Niewątpliwe słowa uznania należą się wydawnictwu oraz tłumaczowi za gruntownie przeprowadzoną redakcję. W toku narracji niejednokrotnie pojawią się przypisy, które korygują niedokładne lub błędne informacje zamieszczone przez autora. Niektóre z tych wyjaśnień dotyczą jedynie drobiazgów, lecz czytelnik ma pewność, że książka została opracowana przez osoby z dużą wiedzą o sztuce renesansu.

„Leonardo i Ostatnia wieczerza” to solidna publikacja ukazująca przekrojowo życie Leonarda da Vinci oraz pracę nad jednym z jego najwybitniejszych dzieł. Nie brakuje tu także dobrze zarysowanego tła historycznego, które samo w sobie jest wartościowe  z powodu niewielkiej liczby polskojęzycznych opracowań poświęconych temuż okresowi. Po pracę Kinga warto sięgnąć, jeżeli chce się zanurzyć w atmosferze renesansowej Italii i podejrzeć warsztat pracy wybitnego artysty.

Recenzja pierwotnie ukazała się na portalu Szortal i wciąż ją tu znajdziecie.

Metryczka:
Tytuł: Leonardo i Ostatnia Wieczerza
Autor: Ross King
Tłumacz: Marek Fedyszak
Wydawca: Noir Sur Blanc
Data wydania: 2016
Liczba stron: 438
ISBN: 978-83-65613-11-0

Bo wszystkie psy trafiają do nieba

Dzisiaj kilka słów o animacji, w której byłam zakochana jako dziecko. Po latach wciąż pamiętałam ogólny zarys fabuły i mój zachwyt nad filmem. Po latach postanowiłam sprawdzić, czy po ponownym obejrzeniu produkcji wciąż będę wzdychać z zachwytu. Ale do rzeczy, czas zdradzić, że mówię o Wszystkie psy idą do nieba. 

Animacja swą premierę miała w 1989 roku. I był to bardzo pechowy okres na wypuszczanie filmu dla dzieci, gdyż właśnie wtedy na ekranach kin królowa Mała syrenka od Disneya. Zaś za Wszystkie psy odpowiadało studio MGM, reżyserem zaś był Don Bluth, który później stworzył między innymi Anastazję. Film miał premierę w wyjątkową niekorzystnym okresie, gdyż właśnie wtedy premierę miała disney’owska Mała Syrenka.

Film opowiada historię mieszańca Charlie’ego, który żyje w Luizjanie w latach 30. XX wieku.  Pies z całą pewnością nie jest święty. Dość powiedzieć, że poznajemy go w scenie ucieczki z więzienia, w którym odsiadywał wyrok dożywotniego pozbawienia wolności. Charlie jest bowiem szulerem, oszustem, a do tego współwłaścicielem kasyna. Jego kolega biznesowy – Grymas postanawia pozbyć się jednak konkurenta do zysków i zleca zabicie wspólnika. Charlie ginie i trafia do nieba, gdzie po śmierci znajdują się wszystkie zwierzęta, jako te, które nie były za życia obłudne. Wszystko pięknie, ale nasz bohater ma rachunki do wyrównania. Za sprawą podstępu wraca więc na ziemię, aby zemścić się na swym oprawcy. Pomaga mu w tym przyjaciel Apsik. Razem spotykają małą sierotkę  Anne Marie, która ma niezwykły dar – rozumie mowę zwierząt. Dzięki pomocy dziewczynki rozkręcają biznes, mający być pierwszym krokiem do zemsty na swych zabójcach. Z czasem Charlie odkrywa jednak, że są ważniejsze rzeczy niż rewanż czy chęć zarabiania pieniędzy.

To tyle o fabule, żeby nie było zbyt wielu spoilerów. Ostrzegam jednak, że pojawią się one w dalszej części, więc czytacie na własną odpowiedzialność.

Jak dobrze pieskie życie wieść

Pierwszą rzeczą, na jaką zwróciłam uwagę oglądając niedawno Wszystkie psy idą do nieba, był wszechobecny tam hazard, alkohol i palenie papierosów. Psi bohaterowie od pierwszych scen zażywają rozmaite używki i chwalą sobie niezbyt zgodne z prawem, beztroskie życie. Przyznacie, że nie jest to zbyt często spotykane w produkcjach skierowanych do dzieci. Do tego bohaterowie filmu są najzwyklejszymi w świecie gangsterami. Owszem Charlie jest tym „dobrym” przestępcą, ale jednak raczej nie znalazł się w więzieniu za niewinność. Do tego kreacja buldoga Grymasa  jest już jawnie stylizowana na typowego przywódcę mafii. Jako dziecko chyba nie zwróciłam na to uwagi, ale teraz to aż biło po oczach.

Do tego nawet główny protagonista Charlie ma na sumieniu nie jeden grzech. Pomińmy już milczeniem jego działalność w biznesie hazardowym, czy też dywagacje nad tym, dlaczego trafił do więzienia. Nasz główny bohater, kiedy już trafia do nieba, postanawia z niego uciec, aby dokonać zemsty. Po powrocie na ziemię spotyka Anne Marie, dziewczynkę, która rozumie mowę zwierząt. Wykorzystuje jej umiejętności, aby wzbogacić się i odzyskać utraconą pozycję. Cały czas wmawia przy tym dziewczynce, że pomoże jej znaleźć dom, udaje przyjaciela. Chociaż z czasem zaczyna darzyć małą uczuciem, to cały czas nią manipuluje. Tak naprawdę Charlie naprawdę pozytywnym bohaterem staje się dopiero w ostatnich scenach, kiedy poświęca swoje życie dla ratowania dziecka. To zachowanie zmazuje wszystkie przewiny psa i ponownie może on wrócić do nieba. Twórcy filmu jednak już wcześniej sugerują nam, że Charlie nie jest takim draniem, za jakiego chciałby uchodzić. Możemy się bowiem domyślać, iż nie raz pomagał bezdomnym szczeniakom mieszkającym w starym kościele. Tak więc twórcy wykreowali głównego bohatera animacji na „dobrego złego” doskonale znanego z filmów sensacyjnych. Taka postać w produkcji dla dzieci zdarzają się często, jednak tutaj przewinienia głównego bohatera są poważne, a jego przejście  na jasną stronę mocy następuje dopiero w ostatnich chwilach życia (tak naprawdę drugiego życia).

Sierotka i siedem szczeniaczków

Anne Marie o której wspomniałam jest drugą bohaterką, wokół której kręci się fabuła. To sierota wykorzystywana przez psy do ustawiania wyścigów. Największym marzeniem dziewczynki jest znaleźć dom i kochających rodziców. Jej relacje z Charliem są cokolwiek niejednoznaczne, bowiem dziecko w końcu domyśla się, że jest wykorzystywana przez tego, którego uważa za przyjaciela.  I kiedy do tego dochodzi chce się zakrzyknąć: wreszcie! Bowiem przez pół filmu Anne Marie nie zauważa, że Charlie buduje swoje imperium dzięki jej talentowi. Można to zrzucić na karb jej młodego wieku, usprawiedliwiającego pewną naiwność, lecz pamiętajmy, że mowa o dziecku wychowującym się na ulicy, które chyba powinno mieć mniej idealistyczne podejście do rzeczwywistości .

Mimo niewesołej sytuacji nasza ludzka bohaterka wciąż chce wszystkim pomagać. Cały czas namawia Charliego na pomoc innym, mającym mniej od niego. Wyobraża sobie, że razem z nią dom znajda także jej psi przyjaciele. Jest przez to na swój sposób urocza, lecz mając nieco więcej niż kilka, kilkanaście lat człowiek zastanawia się nad tym, na ile wiarygodna jest jej postać. Dobrze został nakreślony za to wątek poszukiwań przez dziewczynkę domu. Bez problemu można sobie wyobrazić sierotę, która lgnie do ludzi i jest gotowa pokochać pierwszą parę okazującą jej odrobinę sympatii. Motyw biednej sierotki, która szuka domu jest zresztą jednym z bardziej typowych wątków twórczości dla dzieci, zamieszczonym w produkcji. Przez przypadek spotyka przemiłą parę, która jest gotowa przygarnąć biedną istotkę. Wątek ten kończy się on zresztą spodziewanym happy endem.

Czy produkcja to dla dzieci

To bardzo dobre pytanie. Bo nawet animacja jest tutaj dość ponura i może przerazić w niektórych miejscach młodego widza. Dominują ciemne barwy, wesołych piosenek także nie ma zbyt wiele. Do tego dodajmy całkiem dorosłą tematykę produkcji. Jednocześnie jednak ja oglądałam Wszystkie psy idą do nieba dziecięciem będąc i nie zaserwowałam sobie traumy na lata. Wręcz przeciwnie, bardzo pozytywnie wspominałam tę produkcję, dlatego też postanowiłam wrócić do niej po latach. I jako dorosły widz nie zawiodłam się, a wręcz zwróciłam uwagę na szczegóły, które umknęły mi lata temu. Może młodsze dzieci powinny oglądać film z rodzicami, którzy wytłumaczą im pewne sprawy. Na pewno jednak animacja ta uczy empatii do zwierząt, ale przede wszystkim oswaja ze śmiercią. I dlatego jest wartościowa i warto do niej wracać. Nie wiem, czy film ten jest pugfszczany jeszcze w telewizji, na pewno jednak bez problemu kupicie płytę dvd za kilka złotych. Sądzę, że warto, niezależnie od tego czy macie dzieci czy też nie.

 

I poszedł pod rękę razem ze śmiercią…

Dziś mijają trzy lata od śmierci Terry’ego Pratchetta, znakomitego pisarza, twórcy Świata Dysku. Jak nikt inny umiał pisać o niezwykle ważnych sprawach, w sposób, który bawił do łez. Jeżeli nie znacie jeszcze Świata Dysku to doskonała okazja, by się z nim zapoznać.

Poniżej część z moich ulubionych cytatów z książek Pratchetta. W końcu jak inaczej uczcić tak znakomitego pisarza, jeśli nie przywołując słowa, które napisał.

  • “Klasa uczyła się właśnie o jakiejś rebelii, w której chłopi chcieli przestać być chłopami, a ponieważ szlachta zwyciężyła, przestali być chłopami naprawdę szybko”  Muzyka duszy
  • “Wieszanie trwa ledwie parę minut. A posiedzenie Komitetu Funduszy Emerytalnych ciągnie się całą wieczność” Świat finasjery
  • “Jeśli człowiek stoi w miejscu, dościgną go jego błędy” Świat finansjery
  • “No więc jako prawnik mogę zapewnić, że coś, co wydaje się proste, bywa w rzeczywistości niesamowicie skomplikowane, zwłaszcza jeśli płacą mi od godziny” W północ się odzieje
  • “ Pokój to coś, co mamy w czasie, gdy dojrzewa kolejna wojna” Para w ruch
  •  “- Niektórzy mogliby powiedzieć, że łatwo byłoby mi zapobiec czemuś takiemu. Sztylet wsuwający się gdzieś bezgłośnie, kilka kropli strąconych do kielicha wina gdzie indziej… Wiele problemów zostałoby rozwiązanych jednym pociągnięciem. Dyplomacja, można powiedzieć, w ostrzejszej  formie, godna pożałowania, ale nie podlegająca dyskusji” Para w ruch
  • “ Vetinari wyglądał tak łaskawie, jak to możliwe, kiedy trzyma się się w ręku rozpalony do czerwoności pogrzebać z i kiedy jest się Vetinarim” Para w ruch 
  • “ Dlatego Patrycjusz nigdy nie planował. Plany często wchodzą człowiekowi w drogę” Bogowie, honor i Ankh-Morpork
  • “(…) złe rzeczy zdarzają się, ponieważ zwyczajni ludzie, którzy szczotkują psa i opowiadają dzieciom bajki na dobranoc, potrafią potem wyjść i zroboć coś strasznego innym zwyczajnym ludziom” Bogowie, honor i Ankh-Morpork
  • “Historia jest pełna kości dobrych ludzi, którzy wykonywali złe rozkazy w nadziei, że potrafią złagodzić cios.” Bogowie, honor i Ankh-Morpork
  • “ Ale ja zawsze powtarzam, z lordem Vetinarim człowiek wie, na czym stoi”- Świetnie.
  • – Oczywiście może mu się nie podobać to, na czym stoi…” Bogowie, honor i Ankh-Morpork
  • “Oczywiście, jest rzeczą bardzo ważną, by do egzaminu przystępować na trzeźwo. Wiele obiecujących karier w zamiataniu ulic, zbieraniu owoców czy graniu na gitarze w przejściach podziemnych rozpoczęło się od braku zrozumienia dla tego prostego faktu.” Muzyka duszy

 

A jakie są wasze ulubione cytaty? Podzielcie się w komentarzach.

Do poczytania, do popatrzenia, do posłuchania

Zbliża się weekend a wraz z nim garść polecanek kulturalnych.

  • Do poczytania:  David Vann Legenda o samobójstwie.

O tej książce było dość głośno, szturmem zdobyła listy bestsellerów, w niedługim czasie została wydana w ponad pięćdziesięciu krajach. W Polsce ukazała się nakładem nowego wydawnictwa – Pauza. To opowieść o relacjach między ojcem a synem, w sytuacji, gdy ten pierwszy nie radzi sobie z życiem. To również historia o radzeniu sobie z samobójstwem najbliższej osoby. Nie jest to łatwa proza, nie oferuje szczęśliwego zakończenia, jednak warto po nią sięgnąć. Tutaj bardzo dobra recenzja dla zainteresowanych.

 

  •  Do posłuchania –  Derwentwaters farewell w wykonaniu zespołu TRADarrr

Smutna i melancholijna piosenka, która nastrojem pasuje do pozostałych utworów pojawiających się w dzisiejszym zestawieniu. Słuchając warto zerknąć na oryginalny tekst, który jest tutaj.

  • Do obejrzenia – Mudbound

Do obejrzenia tego filmu skłoniła mnie recenzja na stronie Zwierz popkulturalny (tutaj). Kolejna pozycja, która raczej nie będzie niosła ze sobą beztroskiej rozrywki, ale sobotnie wieczory są też doskonałym momentem, by obejrzeć coś niosącego ze sobą więcej pytań niż odpowiedzi. Tu macie wszystkie niezbędne informacje o produkcji, a znajdziecie ją na Netflixie.

  • Do popatrzenia – Poddanie Bredy  Diega Velázqueza

Obraz w bardzo wysokiej jakości znajdziecie na stronie internetowej Muzeum Prado. Jest to przykład kunsztu malarstwa z XVII wieku, a jednocześnie zapowiedź tego, o czym będzie następny wpis z serii wygrzebane z muzeów. Już dziś możecie zerknąć na poprzednie znalezisko, które zaprezentowałam w tym cyklu – Nie każda księżniczka żyje długo i szczęśliwie…

 

To wszystkie dzisiejsze polecanki. Wiem, że mało optymistyczne, postaram się następnych razem poszukać czegoś chociaż trochę weselszego. Dajcie znać, co sądzicie o takim cyklu, czego wam tu brakuje, no i o jakich pozycjach z wymienionych chcielibyście poczytać coś więcej.

Kobieta na łańcuchu, czyli filmowa Lady M.

Lady Makbeth to brytyjska produkcja, która z jakiś powodów w Polsce dystrybuowana była pod tytułem Lady M. Dlaczego? Nie mam pojecia, może ktoś uznał, że polscy widzowie uznają, że film opowiada kontynuację przygód Szekspirowskiego bohatera i rozczarowani będą po seansie żądać zwrotu pieniędzy.

Akcja filmu rozgrywa się w drugiej połowie XIX wieku. Nastoletnia Catherine (Florence Pugh) jest zmuszona poślubić znacznie od siebie starszego Alexandra (Paul Hilton). Mężczyzna nie jest w stanie skonsumować związku, a w dodatku nie umie przeciwstawić się despotycznemu ojcu, złość potrafi wyładować na młodziutkiej żonie. Ta, podczas długiej nieobecności obu mężczyzn, nawiązuje romans ze służącym – Sebastianem (Cosmo Jarvis). Ich związek będzie miał poważne konsekwencje i doprowadzi do ciągu zbrodni, jakie Catherine będzie zmuszona popełnić w imię miłości i wygodnego życia.

Czy zbrodnia może zostać ukarana?

Brytyjska produkcja to opowieść o samotnej dziewczynie uwięzionej w domu męża. Już w scenie swojego ślubu, otwierającej film, Catherine zerka w stronę drzwi, jak gdyby rozważając ucieczkę. Tyle że dziewczyna nie ma dokąd uciec. Jej małżeństwo jest efektem transakcji handlowej, jak mówi jej pewnego wieczoru teść: została sprzedana razem z bezużyteczną ziemią, która nie nadaje się nawet do wypasania krów. Związek Catherine jest więc typowym dla XIX wieku małżeństwem, które miało przynieść korzyści natury ekonomicznej. Jak widać jednak, w tym przypadku, ziemią, jaką oferowano w posagu dziewczyny, nie spełniała oczekiwań rodziny pana młodego, co teść skrupulatnie wytyka młodej synowej.

Sytuacja Catherine jest niepewna także ze względu na męża, który nie jest w stanie skonsumować małżeństwa. Mimo to nie raz poniża on żonę, która nie ma siły mu się przeciwstawić. Ponownie jednak winą za zaistniałą sytuację teść obarcza Catherine, twierdząc, że ta nie wypełnia swych obowiązków małżeńskich.

W swym nieszczęściu dziewczyna nie znajduje żadnej pociechy. Dni spędza nudząc się w salonie, ubrana w suknię, która skrywa ciasno zasznurowany gorset. Nieco swobody Catherine zaznaje, kiedy jej teść i mąż opuszczają rodzinną rezydencję, aby zająć się interesami. Wówczas młoda żona może spacerować po okolicy, czego do tej pory zabraniał jej małżonek. Wtedy też spotyka Sebastiana. Ich relacja nie przypomina tych, które znamy z cukierkowych romansów. Dość powiedzieć, że zaczyna się od próby gwałtu. Także później widać wiele niepokojących rzeczy w relacji między Catherine i Sebastianem. Dziewczyna jest uzależniona od swego kochanka, dla niego może posunąć się do najgorszych czynów. On zaś doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie raz szantażuje dziewczynę, aby wymóc na niej takie czy inne zachowanie.

Postać Sebastiana kryje w sobie wiele niejednoznaczności. Z jednej strony czuje się on nieswojo korzystając z przywilejów należnych panu domu, jednocześnie jednak nie chce z nich rezygnować. W przeciwieństwie do Catherine nie jest przywiązany do rezydencji, w której dzieje się akcja. Może odejść, wypowiedzieć służbę i zapomnieć o młodziutkiej kochance. Kiedy go poznajemy, widzimy młodego, nieokrzesanego, skłonnego do okrucieństwa służącego. Później jednak to jego, a nie Catherine dręczą wyrzuty sumienia, to on chce wyznać winy.

Ręce krwią poplamione

Catherine, w przeciwieństwie do Lady Makbet nie ma wyrzutów sumienia. Zbrodnie są dla niej tylko sposobem na osiągnięcie celu, jakim jest szczęśliwe życie. Pomiatana dziewczyna, nie ma zamiaru ponownie być na czyjejkolwiek łasce. Warto pamiętać, że tytuł filmu nie nawiązuje do szekspirowskiego dramatu, lecz jest luźną adaptacją opowiadania Nikołaja Leskowa Lady Makbet powiatu mceńskiego. Znacznie bardziej od obu utworów literackich, produkcja filmowa podkreśla samodzielność lady Makbet. Dziewczyna z każdą kolejną zbrodnią jest gotowa posunąć się coraz dalej. Jak pokazuje końcówka filmu cena za chęć wygodnego życia okaże się wysoka. O ile początkowo współczujemy Catherine, to z czasem jej postać zaczyna odpychać. Zabójstwo teścia czy męża widz może usprawiedliwić, wszak czyż nie pomiatali nią i nie unieszczęśliwiali? Później jednak zrozumienie kolejnych czynów bohaterki jest coraz trudniejsze.

Postać Catherine została świetnie odegrana przez Florence Pugh. Jej mimika i gestykulacja są oszczędne, jednak w odpowiednich momentach podkreślają stany psychiczne bohaterki. Aktorka doskonale pasuje do roli młodej, z pozoru niewinnej dziewczyny.

Jeżeli chodzi o postaci drugoplanowe to najważniejszą jest postać czarnoskórej służącej Anny. Kobieta musi znosić ciągłe upokorzenia ze strony innych służących, a także pana domu. Mimo to jest gotowa kryć swą panią, troszczy się o nią i stara się kierować tak, aby nie ta nie wpakowała się w kłopoty. Jej starania nie są jednak docenione przez Catherine. Symbolicznym momentem jest tutaj utrata głosu przez bohaterkę. Podkreśla, że jej działania i tak nie miały znaczenia. Jej napomnienia nie zmienią historii Catherine.

Na koniec kilka słów o polskich tytule. Zupełnie wypacza on sens film. Jak widać wątek lady Makbet jest kluczowy dla zrozumienia prezentowanej na ekranie historii. Tymczasem polski dystrybutor postanowił zostawić jedynie literę M. po słowie lady, co obdziera produkcję z całego szeregu skojarzeń kulturowych. Czy tytuł Lady Makbeth nie sugeruje bowiem tego, jak potoczy się akcja? Oczywiście, że sugeruje, a także wpływa na odbiór utworu. Dlatego, jeżeli szukacie wartego uwagi dramatu psychologicznego, to sięgnijcie po ten film, pamiętając jednak o jego oryginalnym tytule.

Mehmed Zdobywca. Powieść, czyli Konstantynopol wieczne żywy

Mehmed II, syn Murada II, zapisał się na kartach historii jako zdobywca. Zdobywca jednego miasta, stolicy cesarstwa, które wywodziło się ze starożytności. Konstantynopol był jego największą obsesją, której podporządkował wszystkie swoje działania. Dlaczego akurat to miejsce zawładnęło jego umysłem? Czy kierowała nim jedynie chęć podboju? Na te pytania stara się odpowiedzieć Nedima Gürsela ożywiając Mehmeda w swojej powieści.

Tytuł książki autorstwa Nedima Gürsela może mylić. Postać Mehmeda Zdobywcy znajduje się bowiem nieco na marginesie rozważań autora. Powieść jest zapisem pracy narratora-pisarza nad powieścią, której bohaterem ma być właśnie pogromca Bizancjum. Prezentuje on czytelnikom gotowe fragmenty utworu. Przytoczone części przyszłego dzieła często nie mają ze sobą żadnego powiązania, przedstawiają wydarzenia z różnych punktów widzenia. Jedynym co łączy je ze sobą jest Konstantynopol, miasto o którego zdobyciu sułtan marzył od czasów młodości.

Portret Mehmeda, wyłaniający się z kart powieści jest niejednoznaczny. Poznajemy go jako niesfornego ucznia, okrutnego władcę pozbawiającego życia jeńców, despotę likwidującego niewygodnych doradców, ale też wolnomyśliciela, mecenasa uczonych, muzułmanina, który jednak pragnie ujrzeć swój wizerunek wykonany pędzlem niewiernego. Wszystkie te puzzle układają się ukazując fascynujący obraz sułtana.

Równie ważne dla fabuły są fragmenty pisane z perspektywy pierwszoosobowego narratora, który przedstawia proces tworzenia powieści. Czytelnik może poznać motywację autora w tworzeniu takich a nie innych scen oddających życie zdobywcy drugiego Rzymu. Ponadto twórca fragmentów zaprezentowanych w Mehmedzie wyjaśnia swoją fascynację osobą sułtana. Podglądamy proces prowadzący do powstawania kolejnych akapitów, widzimy trudy pracy nad każdym zapisanym zdaniem. Razem z narratorem błąkamy się uliczkami Stambułu, wciąż noszącego znamiona ingerencji tytułowego bohatera powieści. Obserwujemy też, jak w pracę artysty wchodzi wielka polityka i przypomina, nie tylko zatopionemu w swej wyobraźni pisarzowi, o istnieniu szarej codzienności. Zamach stanu i przejęcie władzy w Turcji przez wojskowych oraz pojawienie się w oazie narratora ukrywającej się opozycjonistki wywracają do góry nogami świat twórcy Warto zwrócić uwagę, iż osoba pisarza przedstawiona w utworze ma wiele wspólnego z Nedim Gürselem, który również nie jedno przeszedł w starciu z władzą państwową.

Uniwersalny charakter terroru

„Mehmed Zdobywca” to opowieść o mechanizmach władzy. Ukazuje studium rządów tyrana, który jednak nie zostaje przedstawiony, jako zwyrodniały morderca, lecz osoba podejmująca decyzje, nierzadko okrutne, niejednokrotnie prowadzące do śmierci tych, którzy staną na drodze potędze władcy, lecz zawsze kierującego się tym, co uznaje za dobro państwa. Powiązanie historii rodem z piętnastego wieku z dwudziestowiecznym puczem wojskowych, przypomina, że tyrani nie zniknęli z powierzchni ziemi wraz z końcem średniowiecza, lecz wciąż pojawiają się i wywracają do góry do nogami życie zwykłych ludzi. Konstatacje te nabierają szczególnego znaczenia w świetle ostatnich wydarzeń w Turcji, które pokazują, że nad Bosforem rządy autorytarne nie skończyły się do dziś.

800px-Benjamin-Constant-The_Entry_of_Mahomet_II_into_Constantinople-1876
Mehmed Zdobywca wkraczający do Konstantynopola

Wiele uwagi poświęcone zostało w utworze Konstantynopolowi. Miasto to przyciąga Mehmeda, prześladują go wręcz myśli o jego zdobyciu. Nie tylko jednak on ulega fascynacji drugim Rzymem, wszyscy bohaterowie powieści żywią wobec niego żywe uczucia. Dla jednych będzie to niezwyciężona twierdza, której atakowanie jest szaleństwem, dla innych zakazany owoc, którego mury sforsować można jedynie wraz z wrogą armią. Nie bez przyczyny najdłuższy rozdział poświęcony czasom Mehmeda, to relacja ze zdobywania stolicy cesarstwa bizantyńskiego. Mimo że jest narracja jest prowadzona z perspektywy zdobywców miasta, to nie brakuje wyrazów podziwu dla jego obrońców za ich niebywałe poświęcenie. Trudno bowiem nie kibicować dzielnemu najemnikowi, który z własnej woli, chociaż nie bezinteresownie, postanawia bronić ostoi chrześcijaństwa w Azji Mniejszej; czy też cesarzowi, który za ukochane miasto gotów jest oddać życie. O tym, że fascynacja Konstantynopolem nie przeminęła świadczy też opowieść pisarza, który przygotowując swą powieść snuje się uliczkami Stambułu raz po raz napotykając się na pamiątki z przeszłości. Konstantynopol uparcie nie chce dać o sobie zapomnieć.

Podczas lektury powieści niejednokrotnie przychodzi na myśl stwierdzenie, że rodzaj ludzki jak żaden inny ma skłonności destrukcyjne, ale też autodestrukcyjne. Trudno inaczej niż właśnie autodestrukcją nazwać konsekwentny sprzeciw dostojników bizantyńskich wobec przyjęcia pomocy papiestwa w obliczu tureckiej ofensywy. Dla wielu duchownych kościoła ortodoksyjnego różnice w kręgu chrześcijańskiej wspólnoty były ważniejsze nawet niż wspólne stawienie czoła muzułmańskiemu imperium. Nie inaczej jednak zachowują się Turcy, których uczeni również nie zawahają się wystąpić przeciwko interpretującym Koran inaczej niż oni.
„Mehmed Zdobywca” może rozczarować tych, którzy szukają powieści opowiadającej linearnie koleje losu sułtana. Postmodernistyczna forma początkowo utrudnia czytelnikowi zagłębienie się w fabułę, jednak wystarczy kilkadziesiąt stron, by głębić się w fabułę. Wówczas pozostaje tylko oddać się w ręce narratora i dać się zabrać na wycieczkę ulicami wiecznie żywego Konstantynopola, którego nikt nie był w stanie wymazać z kart historii.

 

Tekst recenzji ukazał się pierwotnie na łamach portalu Szortal.

Metryczka:
Tytuł: „Mehmed Zdobywca. Powieść”
Autor: Nedim Gürsel
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie
Data Wydania:2017
Liczba stron: 305

Pustynna burza, czyli opowieść o zdradzie

Pustynna Burza, izraelski film, który premierę miał w 2016 roku, może przejść niezauważenie na serwisie Netflix. Ja również początkowo go zignorowałam uznając, że jest kolejny romans, tyle że w egzotycznym klimacie. Dopiero niedawno mając nieco więcej wolnego czasu odpaliłam go na komputerze. I muszę przyznać, że dawno już żaden film nie zrobił na mnie tak dużego wrażenia.

Pustynna Burza (w angielskim tłumaczeniu Sand Storm) był w 2017 rokiem izraelskim kandydatem do Oskara w kategorii najlepszy film nieanglojęzyczny. Poza tym produkcję obsypano nagrodami na festiwalach filmowych. Za reżyserię i scenariusz odpowiada Elite Zexer. I to na razie tyle szczegółów technicznych, przejdźmy do fabuły.

Film otwiera scena rozmowy córki z ojcem. Laila (w tej roli Lamis Ammar) prowadzi samochód i tłumaczy się Sulimanowi (Hitham Omari) z nie najlepszego wyniku egzaminu. Dziewczyna ma jednak na głowie hidżab i tuż przy wjeździe do wioski musi miejsca za kierownicą ustąpić ojcu. Wkrótce dowiadujemy się, że bohaterów poznajemy w dniu ślubu Sulimana z drugą żoną. Szybko widzimy konflikt między jej matką – Jalilą (Ruba Blal) a córką. Ta pierwsza jest tradycjonalistką chcącą przestrzegać niepisanych obyczajów, ta druga pragnie zaznać wolności, jaką mogą cieszyć się jej rówieśniczki. Sprzymierzeńcem Laili oraz jej sióstr w walkach z matką jest pobłażliwy ojciec. Nie raz Jalila usłyszy z ust córek: „Ojciec mi pozwolił”, zdanie kończące każdą dyskusje.

W filmie szczególnie rzuca się w oczy kontrast między warunkami, w jakich mieszka Suliman z młodą żoną, a tymi, z którymi muszą radzić sobie Jalila i jej córki. Pierwsze mieszkanie jest odnowione, nowocześnie wyposażone, lodówka w kuchni jest pełna, ściany są świeżo pomalowane na jaskrawe kolory. Tymczasem w domu pierwszej żony Sulimana i jego dzieci nie działa elektryczność, ściany są niepomalowane, brakuje mebli, zaś w lodówce próżno szukać jedzenia.

Suliman wydaje się najsłabszym ze wszystkich bohaterów, jest bezwolny, wciąż mówi, że musi coś zrobić. Zachowuje się zupełnie inaczej niż otaczające go silne kobiety. To jego pierwsza żona wciąż wykonuje prace fizyczne, stara się naprawić zepsuty agregat. W końcu przeciwstawia się mężowi, zarzuca mu brak męskości, za co przyjdzie jej zapłacić odesłaniem do domu rodziców. Także Laila ma o wiele więcej charakteru niż ojciec. Jest pewna siebie, zdecydowana, ma odwagę, by przeciwstawić się rodzicowi. Nawet druga żona Sulimana, która jedynie pojawia się w tle, zdaje się mieć więcej charakteru od niego. Pozornie jest nowoczesnym mężczyzną, którego zależy na edukacji córek, szybko jednak okazuje się, że jego liberalizm jest jedynie powierzchowny.

Osią filmu jest jednak konflikt matki z córką, który został bardzo dobrze zarysowany. W każdej ich rozmowie można wyczuć napięcie i emocje. Jednocześnie wraz z rozwojem fabuły dociera, że kobiety nie są po dwóch stronach barykady, a matka chce dobra, dla swojej córki, chociaż ta tego nie dostrzega. Spod pozorów szorstkości da się dostrzec ogromne pokłady miłości i gotowości do poświęceń dla dobra córki. To ona każe mężowi znaleźć lepszego kandydata do ręki dla pierworodnej, w kwestii szczęścia córki jest gotowa przeciwstawić się Sulimanowi, chociaż wcześniej bez słowa znosiła każde jego zachowanie. Wydaje się być osobą, która umie przejrzeć małżonka i doskonale wie, że pod fasadą nowoczesnego mężczyzny kryje się zakompleksiony tradycjonalista.

Postać Laili jest bardziej schematyczna. To nastolatka, która pragnie żyć tak jak jej rówieśniczki, kształcić się, dobrze bawić, poślubić chłopaka z miłości, nie zaś z powodu decyzji rodziców. Ostatecznie jednak film przełamuje ten schemat i końcówka film zmienia postrzeganie jej postaci.

Chociaż akcja filmu dzieje się w Izraelu to nie widzimy tego na ekranie. Nie nie ma zbyt wielu nawiązań do konfliktu między dwoma narodami poza kilkoma zdaniami rzuconymi mimochodem podczas pogawędki. Nie widzimy przedstawicieli władz, którzy protestowaliby przeciwko zawieraniu przez Sulimanu drugiego małżeństwa. Na ekranie nie widzimy Jerozolimy czy Tel-Awiwu, akcja dzieje się w małej, beduińskiej wiosce, która mogłaby znajdować się także w sąsiednich krajach. W filmie pokazano za to wiele zwyczajów beduinów. Obserwujemy ślub, ale też „rozwód”, który polega na odesłaniu żony do domu rodziców. Produkcja przybliża także mentalność ludzi, o których opowiada. Scenariusz nie wkłada w usta bohaterów obrony poglądów na taki czy inny temat, ale nawet drobne gesty pozwalają przedstawić, jaki jest stosunek ludności na daną kwestię. Ciekawym zabiegiem twórców było wykreowanie sióstr głównej bohaterki, zwłaszcza najstarszej z nich, może dziesięcioletniej. Dziewczynka jest jeszcze dzieckiem, dlatego wciąż może obracać się w świecie mężczyzn, niezauważona słucha rozmów dorosłych. Jest jedyną żeńską postacią, która towarzyszy ojcu przy załatwianiu interesów. Jednocześnie film sugeruje, że okres jej swobody dobiega końca, co symbolizują sceny, w których matka okrywa włosy dziewczynki chustą.

Pustynna burza to film, który trudno zaszufladkować. To opowieść o matce i córce, ale też o kobietach, które żyją w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Świecie, w którym nie mają prawa decydować o sobie, o swoim szczęściu, na każdym kroku muszą uważać na kruchą reputację. Szczególnie do myślenia daje fakt, że jego akcja dzieje się w Izraelu, państwie demokratycznym, w którym kobiety na równi z mężczyznami odbywają obowiązkową służbę wojskową. Jak widać jednak nie każda mieszkanka Izraela ma takie same szanse.

Nie każda księżniczka żyje długo i szczęśliwie…

Zaczynamy serię: wygrzebane z muzeów. Będą pojawiać się tu obrazy, które wynajdę na stronach różnorakich muzeów lub też zobaczę na własne oczy w danym przybytku kultury. Lojalnie ostrzegam, że nie ma co liczyć na sztukę zbyt nowoczesną Jestem jednak zwolenniczką malarstwa realistycznego, ewentualnie surrealizmu czy impresjonizmu. Ale dość już gadania, przejdźmy do rzeczy.

Życie baśnią nie jest i nie było…

Bajki opowiadane w dzieciństwie zrobiły swoje. Kiedy myślimy o księżniczkach, mamy przed oczami piękne suknie, księcia na białym rumaku i oczywiście szczęśliwe zakończenie. Wszak baśnie muszą się kończyć szczęśliwie. Przynajmniej według Disneya. Tymczasem prawdziwe księżniczki, królewny i córki innych władców wcale nie miały szczęśliwego żywota. Cóż, po pierwsze, od najmłodszych lat życia były towarem ma giełdzie małżeńskiej. Często młode dziewczęta poślubiały dwa razy starszych władców, których nie darzyły żadnymi pozytywnymi uczuciami. Lecz, cóż począć, taki los wysoko urodzonych panien. Jednak, żeby stanąć na ślubnym kobiercu trzeba jeszcze dożyć do ślubu. A i o to nie było łatwo.

21587188_275085479669647_8097402573236290991_o897627154.jpg
Elżbieta i Anna Stuart

 

I tu płynnie przechodzimy do dzisiejszego obrazu. Antoon von Dyck (1599-1641) namalował portret księżniczek Elżbiety i Anny. Były one córkami króla Anglii i Szkocji Karola I Stuarta. Tak, dobrze kojarzycie z lekcji historii, mówimy tu o tym władcy, który został ścięty w 1649 roku. Obraz, który widzicie został namalowany w 1637 roku, więc parę dobrych lat przed tym tragicznym wydarzeniem.

Młodsza z dziewczynek to Anna, która w chwili uwiecznienia ma zaledwie kilka miesięcy. Zmarła już w 1640 roku, w wieku 3 lat na gruźlicę. Także Elżbieta nie żyła długo i szczęśliwie. Podczas wojny domowej znajdowała się pod kuratelą parlamentu. Spotkała się z ojcem tuż przed jego egzekucją. Płakała tak bardzo, że to skazany na śmierć Karol I, musiał ją pocieszać. Elżbieta zmarła w 1650 roku, prawdopodobnie także na gruźlicę. Romantyczna wersja wydarzeń mówi jednak, że nie mogła pogodzić się ze stratą ojca i dlatego umarła.

Obraz możecie na żywo zobaczyć w Scottish National Portrait Gallery, a w internecie dokładniej przyjrzycie mu się tutaj.

Jak więc widzicie, samo urodzenie w królewskiej rodzinie, nie wystarczało, aby mieć zapewnione szczęśliwe życie. Ba, ono nawet nie było gwarancją życia. Dzieci królów, królowe i w końcu sami królowie, jak każdy umierali na choroby, na które nie znano lekarstw. A że w nowożytności wiele infekcji mogło okazać się śmiertelnymi…

Anthony_van_Dyck_-_Five_Eldest_Children_of_Charles_I_-_Google_Art_Project
Nasze dzisiejsze bohaterki z resztą rodzeństwa

 

 

PS. Nasze dzisiejsze bohaterki umarły prawdopodobnie na gruźlicę. Kilka zdań o próbach znalezienia lekarstwa na tę chorobę znajdziecie tu.